DIVALDI AMP-01 - mały wzmacniacz o wielkim sercu
Autor: Lech Spaszewski • 22 października 2015

- Piękny projekt, obok którego trudno przejść obojętnie.
- Bardzo stabilny. Duża waga nie pozwala przy lekkim pociągnięciu za kabel, zsunąć się z półki.
- Doskonała - wynikająca między innymi z projektu - ergonomia.
- Wrażliwy na zmianę okablowania, co może być spostrzegane także jako zaleta.
- Słyszalny szum - szczególnie przy wysokich poziomach głośności i zależny od rodzaju słuchawek.
Czy mały może więcej? Okazuje się, że w wielu sytuacjach tak. Teoretycznie małe urządzenie jest łatwiej zaprojektować, a jeśli małe - to zapewne posiada niewiele funkcji, a jeśli niewiele funkcji - to powinno być proste i stosunkowo tanie. DIVALDI przeczy wszystkim powyższym tezom. Na pytanie, dlaczego tak jest, odpowiemy w naszym teście.
Biorąc po raz pierwszy do ręki AMP-01 od razu wiedziałem, że nie jest to tak proste urządzenie, jak się spodziewałem. Za cenę około 4.000 zł otrzymujemy bardzo estetyczny i starannie wykonany wzmacniacz słuchawkowy i jednocześnie gramofonowy preamp. Po otwarciu dolnej części obudowy okazało się ponadto, że jest on równie starannie zaprojektowany i zbudowany od strony elektronicznej. Jedyne co w tej sytuacji było niewiadomą, to jego brzmienie... ale po kolei.
Budowa
Projekt
![[img:1:R]](/infoportal/infoaudio/img/artykuly/zdjecia/MC40NTYzMDEwMCAxNDQ0NTEyNTQz.jpg)
Wszystko zaczęło się od projektu nowego gramofonu, choć przemyślenia podczas tworzenia jego bryły krążyły wokół pomysłu stworzenia całego zestawu czyli przedwzmacniacza, wzmacniacza, kolumn oraz mniejszych produktów jak wspomniany preamp.
Firma DIVALDI nie narzuciła mi żadnych specjalnych ograniczeń jeśli chodzi o stylistykę wzornictwa. Zależało nam, aby wszystkie te urządzenia były spójne i miały logiczną, wynikającą z konstrukcji formę. Projekty poszczególnych elementów zestawu prowadzone są równolegle. Dwa z nich – projekt gramofonu oraz wzmacniacza jest w fazie wdrażania do produkcji. To co jest satysfakcjonujące, to fakt, że myśląc o całości przedsięwzięcia budujemy stopniowo całą gamę produktów spójnych stylistycznie.
W projekcie gramofonu, pierwszym moim skojarzeniem był stos ułożonych na sobie płyt zaś punktem wyjścia dla wszystkich elementów zestawu - modyfikowany i cięty w prosty sposób walec a funkcja i użyte technologie podyktowały dalsze działania projektowe.
Zależy mi na tym, aby projektowane przeze mnie produkty marki DIVALDI były oszczędnymi w formie urządzeniami audio, wpisującymi się w aktualne standardy estetyki.
Eliptyczną obudowę wycięto z jednego aluminiowego bloku. Obudowa, pomalowana na biało, przypomina malutką rzeźbę - dzieło sztuki użytkowej. O jego prawdziwej funkcji przypomina nam tylko napis na panelu frontowym oraz estetycznie wkomponowany w górną część rządzenia potencjometr.
![[img:7]](/infoportal/infoaudio/img/artykuly/zdjecia/MC41MjI2NjMwMCAxNDQ1NDUxNjA2.jpg)
Funkcjonalność
AMP-01 jest jednocześnie wzmacniaczem słuchawkowym i preampem gramofonowym dla wkładek typu MM. Na panelu frontowym znajduje się wyłącznie gniazdo słuchawkowe dla wtyku Jack 6,3 mm oraz napis DIVALDI. Całą resztę znajdziemy z tyłu - i słusznie - skoro wzornictwo aspiruje do dzieła sztuki, to ukryto tam wszystko, co mogłoby popsuć wrażenie czystości i niewinności piękna formy.
Nawiązując jeszcze do podwójnej funkcjonalności - to chyba pierwowzorem mógł być któryś ze wzmacniaczy słuchawkowych firmy Ortofon, której to marki MEDIAM jest dystrybutorem. DIVALDI będzie zatem doskonałą propozycją dla osób, które nadal posiadają analogowy gramofon z kolekcją płyt i domowników, którzy nie cenią wysoko audiofilskiego hobby. Przy niewielkiej ilości miejsca na półce, symboliczny AMP-01 doskonale uzupełni analogowy tor zestawu stereo i pozwoli w pełni cieszyć się z muzyki.
Panel tylny
Tu się robi gęsto... z tyłu zamontowano dwie pary wejść: liniowe RCA - dla źródeł - oraz drugie, także RCA - dla gramofonu. Wyboru opcji źródła dokonać można za pomocą przełącznika. W sytuacji podłączenia gramofonu, do dyspozycji mamy także zacisk uziemienia. Dla dołączonego do urządzenia zasilacza przygotowano gniazdo sieciowe 16 V. Urządzenie włączamy lub wyłączamy prostym, dwupozycyjnym wyłącznikiem, który uruchamia wspomniane wcześniej podświetlenie potencjometra.
DIVALDI, pobierając ze ściany 15 W, oddaje moc 800 mW w sinusie oraz 3,5 W w peaku, co pozwala bez problemu napędzić nawet słuchawki ortodynamiczne - których używaliśmy w teście.
AMP-01 pracuje w klasie A z dynamiką sięgającą 80 dB, w paśmie 20 Hz – 20 kHz i zalecanej impedancji słuchawek 30 Ohm. Po otwarciu obudowy oczom naszym ukazuje się płytka z obwodem scalonym, tranzystory, osobny dla każdego kanału moduł stabilizujący zasilanie. Wszystko poukładane i nie budzące cienia wątpliwości co do jakości połączeń i staranności wykonania.
Zasilacz
Zasilacz, pomimo że wygląda na impulsowy, taki nie jest. W typowej, podłączanej do gniazda w ścianie czarnej kostce, znajduje się transformator AC/AC/16V/A. Czyli kolejny "plus dodatni" dla producenta, bo przyzwyczajeni jesteśmy do tanich rozwiązań a tu kolejna niespodzianka.
AMP-01 jest dość ciężki – waży ok. 600 gramów i w pierwszej chwili, biorąc to filigranowo wyglądające urządzenie, nie mogłem ukryć zdziwienia. Ale niewątpliwie jest to zaleta, bo przecież słuchając muzyki nie zawsze siedzimy nieruchomo. AMP-01 nie jest urządzeniem przenośnym - ma stać, pięknie wyglądać i, co najważniejsze, działać - i zdaje się, że tak będzie. Słuchamy...
Odsłuch
Do testu użyliśmy trzech par słuchawek (mieliśmy je akurat w redakcji) oraz gramofonu AVID, a także dwóch przetworników cyfrowo-analogowych, dwóch napędów CD oraz odtwarzacz firmy DENON. Ostateczny wpływ na dźwięk - po kolejnym podłączaniu tych wszystkich elementów - był bardzo różny. Ale skupmy się najpierw na samym przedwzmacniaczu.
To małe, wręcz filigranowe, urządzenie potrafi zaskoczyć niezależnie od tego, którego z dostępnych nam zestawów słuchawkowych używaliśmy. DIVALDI posiada swój charakter... głównie z powodu, że nie za bardzo jest się do czego "przyczepić". Jego tonalna równowaga wykazuje się dużą spójnością, choć w górnej części pasma - szczególnie przy realizacjach, które lubią zagrać wysokimi tonami - można by poprosić o nieco mniej góry.
Posiadane przez nas słuchawki reprezentowały produkty z różnych półek cenowych. Począwszy od Sennheiser MOMENTUM za około 1.000 zł, poprzez - nadal dla wielu referencyjne - T1 w cenie około 3.500 zł, kończąc na Audeze LCD-3 za około 7.500-8.000 zł. I wniosek, który wynika z tego porównania, jest taki: DIVALDI doskonale daje sobie radę z każdą z nich. Nie przestraszył się nawet planarnych LCD-3, pomimo że tu miałem największe wątpliwości.
Sennheiser MOMENTUM - przypadek sprzeczności
To słuchawki - cokolwiek by o nich myśleć - mobilne, zaprojektowane dla osób aktywnych, lubiących słuchać muzyki w komunikacji miejskiej, odbierających też - podczas słuchania muzyki - rozmowy telefoniczne! Testowanie przedwzmacniacza, który z natury swej nie jest urządzeniem przenośnym, może wydawać się nadużyciem, ale przecież czasami dysponujemy słuchawkami, którymi sami jesteśmy zaskoczeni - i tak trochę jest w przypadku MOMENTUM.
Charakterystyczne brzmienie tych słuchawek: tłuste i mięsiste, z bardzo wyraźnie podbitym niskim i wysokim pasmem, pozostało dokładnie takie, jakie znam z przenośnego odtwarzacza plików czy komputera. Drapieżny "pazur" jest nadal wystarczająco ostry i potrafi skaleczyć w momentach, na które czekamy w niektórych nagraniach. Ktoś, kto nie chodzi do filharmonii, a ceni sobie Wagnera, będzie miał dokładnie to, o czym wspomina w jednym ze swoich filmów Woddy Allen - jest moc, prędkość, transjenty. W nagraniach muzyki rockowej mamy dokładnie to, co tam powinno być. Preamp nie gubi się przy odtwarzaniu szybkich solówek gitary, doskonale nadąża za szybkimi rękoma jazzowych perkusistów. Przestrzeń koncertów live pozostaje nadal imaginacją dużej sali, stadionu czy zadymionego klubu, a odcięcie od otoczenia potęguje tylko to wrażenie.
Audeze LCD-3 - zestaw dla miłośników bliskich spotkań z muzyką.
Dynamika tych przetworników w połączeniu z AMP-01 to chyba para wręcz doskonała. W nagraniach nie doszukałem się nadmiernej ilości ciepła, mroków czy podbić - przejrzystość powodowała, że jeśli głos Janis Joplin pamiętamy jako szorstki i chropowaty - to taki pozostaje, a słodki jak miód wokal Diany Krall pozostaje nadal tym co "tygrysy lubią najbardziej". Tam, gdzie miał być potężny i wielki bas lub podkreślona mocniej średnica, wszystko było na swoim miejscu.
DIVALDI w połączeniu z LCD-3 nie zgubił też tego, co Audeze potrafią swoimi przetwornikami odtworzyć. Przejrzystość szła w parze z analitycznością, a ta z kolei dała cudowną - wypełnioną szczegółami - średnicę opartą na basie, który zdawał się nie mieć na samym dole końca. Z tym basem to ciekawe doświadczenie, bo generalnie ten model Audeze trudno wprowadzić w stan głośności, który byłby nieprzyjemny dla ucha. Zniekształcenia pojawiają się tak daleko, że rzadko zaglądam w te okolice, a preamp - nawet przy głośnym słuchaniu - doskonale dawał sobie z tym radę. Z nagrań nie uciekało nic, co wiem, że istnieje w realizacjach, czego rzadko mogę wysłuchać nawet na najlepszych zestawach kolumnowych.
Możliwość intymnego obcowania z wykonawcami jest tu nadal wielką zaletą: zarówno słuchawek, jak i współpracującego z nimi przedwzmacniacza.
Beyerdynamic T1 - próba referencyjna
Referencyjne T1 mogły być naszego bohatera dniem sądu ostatecznego - zostawiliśmy je na koniec, aby w razie czego nie psuć sobie frajdy z pozostałych odsłuchów. Niestety, lub na szczęście, nasze prorocze przewidywania nie zaspokoiły naszych rządzy. Tu także większość cech doskonale mi znanych słuchawek Beyerdynamic pozostała tam, gdzie się ich spodziewałem.
Charakterystyczna dla T1 holografia oraz szerokość sceny przykuły najwięcej mojej uwagi. Tu patent z przesunięciem magnesu względem całej powierzchni przetwornika zaowocował ilością powietrza, której na szczęście DIVALDI nie zgubił. W tych słuchawkach przestrzeń jest tak naturalna i prawdziwa, że nie bez powodu wielu realizatorów uznaje je w tym aspekcie za wzorzec. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż wielu twierdzi, że scena mogłaby być w T1 nieco większa, to nadal stoję na stanowisku, że jest ona dokładnie taka, jakiej oczekuję.
I chyba trzeba tu lojalnie uprzedzić: dla osób, które poszukują w muzyce energii i siły, ten zestaw będzie raczej nieodpowiedni. Łagodność DIVALDIEGO w połączeniu z legendarną już swobodą i transparentnością słuchawek Beyerdynamic są niczym związek Johna Lennona i Yoko Ono - nie ma tu miejsca na agresję, a ich "dzieckiem" w postaci dźwięków może być tylko doskonale skomponowana muzyka.
Z gramofonem - zestaw dla odważnych
Korzystając z chwili wolnego czasu, ale też z ogromnej ciekawości, podłączyłem przeamp DIVALDI do bardzo fajnego gramofonu AVID. Skoro producent dał możliwość wysterowania słuchawek sygnałem z płyty analogowej - to czemu tego nie spróbować. Płyta była nowa, prosto ze sklepu, poza tym muzycznie reklamowana jako referencyjna do audiofilskich odsłuchów.
W pierwszej chwili, osoba która zacznie słuchać muzyki z gramofonu przez wzmacniacz DIVALDI, prawdopodobnie zada pytanie: gdzie podziała się dynamika? Głębsza refleksja przychodzi jednak dopiero po dłuższej chwili: to płyta analogowa! Tu wszystko jest inaczej, tu niskie częstotliwości mają zupełnie inny charakter, góra jest mniej krzykliwa, środek bardziej delikatny, głos Anny Marii Jopek odzyskał łagodność, a cały materiał muzyczny dostojnie płynął w czasie. Przypomniałem sobie, że muzyka ma też taki wymiar.
Fizyczna bliskość do źródła muzyki spowodowała jeszcze jedno spostrzeżenie: przy płycie gramofonowej konsekwencje zmiany interkonektów były słyszalne jak w żadnej próbie. DIVALDI jest dość wrażliwy na model podłączonych do niego słuchawek, ale wymiana kabla w tym wypadku to źródło bardzo ciekawych spostrzeżeń. Polecamy ten eksperyment wszystkich niedowiarkom, kwestionującym rolę kabli, oraz osobom uwielbiającym poszukiwania dżwięku idealnego.
Jedyne co może przeszkadzać - o czym nie pisałem wcześniej, to stała składowa szumu, którą tłumaczyć może chyba tylko jedno - deklarowana klasa A urządzenia. Nasz znajomy zwykł mawiać: w XXI wieku wzmacniacz nie ma prawa szumieć - wszystko wskazuje na to, że się myli: dobry wzmacniacz czasem trochę szumi.
Podsumowanie
Po wszystkich testach mamy jedno bardzo generalne stwierdzenie - DIVALDI jest urządzeniem uniwersalnym, aspirującym przynajmniej w dwóch sferach do grupy wzmacniaczy słuchawkowych/preampów wyższej klasy:
po pierwsze - co już może nudne, ale warto to jeszcze raz podkreślić - jest to piękne, doskonale zaprojektowane maleństwo. Po drugie trudno znaleźć jego wybitnie słabe strony. Pełne i, co bardzo ważne, neutralne brzmienie jest niezwykle detaliczne i potrafi w odpowiednich momentach pokazać swój ostry pazur.
Jako preamp gramfonowy doskonale sprawdzi się dla osób, które posiadają kolekcję płyt analogowych i traktują ten nośnik jako nostalgiczny sposób na powrót do tradycji słuchania muzyki zapisanej po obu stronach krążka i jednocześnie nie poszukują nieprzytomnie drogiego phono stage.
Co do ceny - to trudno ocenić. Znam osoby, które wydają znacznie większe kwoty na pozornie znacznie mniej istotne elementy toru. Dla kogoś, kto lubi lub musi używać słuchawek, wydane pieniądze na zakup wzmacniacza DIVALDI kojarzyć się będą wyłącznie z przyjemnością.
Parametry techniczne
Parametry techniczne
- Moc wyjściowa : 800 mW (Klasa A), 3,5 W max.
- Obciążenie wyjścia: min 30 Ohm
- Dynamika: 80 dB
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz / -0,5 dB
- Zniekształcenia: 0,2 % dla 1 kHz
- Wzmocnienie: 20 dB
- Wejście: Gniazdo RCA stereo 1 x liniowe, RCA stereo 1 x gramofonowe
- Wyjście: Gniazdo jack stereo 6,3 mm
- Zasilanie: 16 V AC Pobór prądu: 1 A max.
- Pobór mocy: 15 W max.
- Obciążalność wyjść: Max. 0,5 A / kanał
- Wymiary: Szerokość 115 mm Wysokość 53 mm Głębokość 102 mm
- Masa: 600 gram (waga bez zasilacza)
Sprzęt użyty w teście
SPRZĘT
DIVALDI AMP-01
- Słuchawki AUDEZE LCD-3
- Sennheiser MOMENTUM
- Beyerdynamic T1
- CD - Theta Data Basic II
- CD - Accustic Arts Drive II
- CD DENON 3910
- DAC Hornet
- Perfect DAC Ardento
- Zasilanie: KBL Red Eye Ultimate/WILE MOC
- Inteconekty: WILE, KBL RedEye, Nordost SPELLBINDER